peru sierra PL

Jedzenie na ulicy Huaraz

03.03.13
Peru to zupełnie inny świat jeśli chodzi o jedzenie na ulicy. Pani, która ma drzwi przy ulicy otwiera je na oścież. Wystawia gril, układa na nim ziemniaczki, kuże łapki oraz anticucho - szaszłyki z serca byka - dwa kosztują tylko 1,5 sol. Nie sprawdza ją urząd skarbowy, sanepid, policja. Po prostu sprzedaje co ma. 
Wieczorem idąc ulicą, co chwilkę wydajemy 1 sol (1 zł) próbując tutejszych smakołyków. Najbardziej przypadła nam do gustu Papa Rayana - chrupiący ziemniak nadziewany mięskiem z baraniny, jajkiem i warzywami, polany musztardą i majonezem, podawany z surówką z cebulki, limonki i rocoto (papryka ostra). Tak pyszne danie za sola? Nie do pomyślenia. U nas przez podatki kosztowałoby to 5 razy więcej. Po za tym często smakujemy gorące słodkości jak Churros lub 4 oponki Pacachos z przepysznym sosem - też za sola.
Tutejszy przysmak to Chocho - okrągłą fasolka, cebulka, rocoto, limonka, natka i może być tuńczyk  podawane ze specjalną prażoną kukurydzą. Będziemy tęsknić za tymi smakami i za tymi cenami :)











Laguna Churup


03.03.13
Jeziorko na 4450m w którym można popływać? Nie mogliśmy tego przeoczyć. Pod szczytem Churup znajduje się piękna laguna. Jeśli po wejściu na tą wysokość mamy jeszcze siłę, możemy wejść na drugą - malutką. Popływać, owszem można - jednak mimo, że jesteśmy niedaleko równika, woda na tej wysokości jest lodowata. Jarek nie mógłby sobie darować gdyby nie wszedł. Stwierdził, że woda ma -100 stopni :). Wyszedł z wody jak poparzony no i tak wyglądał bo był cały czerwony :)






Dla tych, którzy się wybierają: Na ulicy Gamarra czekają busiki z napisem Pitek. My jechaliśmy o 7.15. Busy zawożą do mieszkańców do Llupy za 5sol, ale można poprosić by dojechał do Pitek - jednak to kosztuje. Jeśli jedzie kilka osób może być za 10sol. My tak właśnie zrobiliśmy, a później wróciliśmy do Llupy - koło sklepiku podjeżdżają busiki. Nam cały spacer zajął 10 godzin - zrobiliśmy sobie w międzyczasie piknik i weszliśmy na malutką lagunkę. Trzeba też liczyć 5 sol za wejście do parku :)

Piscina

02.03.13
W wielu miejscach w tym rejonie wypływa gorąca woda w kolorze brunatnym. Ma ona właściwości lecznicze, więc stworzono baseny z taką właśnie wodą. Kojarzyło nam się to ze świniami babrającymi się w błocie. Ciekawe uczucie siedzieć w brunatnej wodzie dodatkowo ciepłej, gdy kapie ci na głowę chłodny deszczyk.




Dla tych co chcieli by skorzystać do Monterey dojedziesz z centrum busem nr 1 za 1 sol - dowiozą cię pod samo wejście :)


Cuy

02.03.13
Cuy czyli świnka morska to największy przysmak mieszkańców Huaraz. Mięsa jest niestety bardzo mało ale prawdopodobnie jest bardzo bardzo zdrowe. Wygląd surowych świnek obdartych z sierści nie bardzo nas zachęcał do skosztowania. Są różne sposoby przyrządzania - najbardziej znane tutaj "picante de cuy". Nie mogliśmy się zdecydować, aż tu nagle dostaliśmy zaproszenie od peruwiańskiej gospodyni. Nam smakowało jak kurczak, może trochę bardziej delikatne mięso. Jarkowi oddałam jak zawsze przypieczoną skórkę, ale tym razem trochę musiał ją rzuć :). Chcieliśmy zobaczyć je żywe, ale gospodyni wszystkie dla nas zabiła, zostały tylko króliki - gościnność jest tu niesamowita. Podsumowując, całkiem niezła ta cuy, ale pieczony kurczak na palenisku z węgla i drewna, którego najczęściej tu jadamy (danie za 6 sol) i tak wygrywa.






Transport publiczny

02.03.13
Transport publiczny to świetny interes w Huaraz. Mnóstwo młodych chłopców marzy by mieć swoją taksówkę. Po ulicy jeżdżą praktycznie same taksówki i busiki pełniące rolę autobusów miejskich. Co jakiś czas przejeżdżają eleganckie terenówki tych najbogatszych. Transport publiczny nie jest drogi, więc wszyscy z niego korzystają. Za przejazd busem płacimy 80 centimów, a taksówką 3 sole. Nie ma przystanków, po prostu machamy ręką. Nawet jeśli zrobimy to na środku skrzyżowania i tak się zatrzyma. Przejazd busikiem to naprawdę ciekawe doświadczenie. Zazwyczaj jest wypchany po brzegi, miejsc siedzących ok 15, pozostali z powykrzywianymi głowami, sklejeni jak sardynki czekają aż ktoś powie "baja" (bacha). Przez całą drogę towarzyszą nam dwa słowa "sube" - wsiadaj i "baja"-  wysiadaj. Zbierający pieniądze często przygwizduje i podśpiewuje - "sube, sube subiendo". Nawet jeśli wychodzisz najszybciej jak możesz i tak kilka razy krzykną do  Ciebie baja, baja... Kierowcy bardzo się spieszą, chyba dlatego, że każdy numer busa podjeżdża co 5 minut i jak jeden będzie zwlekał to drugi go wyprzedzi.

Testiculos

28.11.13
Żadna restauracja nie zastąpi posiłku w typowym peruwiańskim domu. Nasi kochani bracia są niesamowicie gościnni - to nasz ostatni tydzień tutaj, więc czujemy się jak nadzorcy podróżujący. Problem jest z ustaleniem do kogo pójdziemy na obiad, a do kogo na kolację. Wczorajszy obiad jednak przejdzie do historii. Jarek i Artur koniecznie chcieli spróbować testiculos - czyli baranie jądra :). Tutaj to jest przysmak, prawdopodobnie to bardzo zdrowe mięsko. Gdy gospodyni opowiadała, że tu się je zupy z baranimi głowami, nogami, części mózgu, kurze łapy to odbierało nam apetyt. Jednak gdy my opowiadaliśmy, że w Polsce jemy żołądki i wątróbki to oni krzywili miny, choć przyznali, że niektórzy też to jedzą.  Jak smakują baranie jądra? Trochę właśnie jak kurze żołądki - całkiem smaczne, delikatne mięsko. Jednak myśl o tym, że to są testiculos sprawia, że nie wcinasz ze smakiem. Nasze miny mówią same za siebie :)



Nevado Pastoruri

27.11.13
Nevado Pastoruri to góra, która ma wysokość 5400m n.p.m. Ciekawe, jest to, że znajduje się tam potężny lodowiec. Jednak topnieje w zatrważającym tempie - to jeden z najszybciej topniejących lodowców świata. Wybraliśmy się ekipą z naszymi braćmi. W grupie taniej, bo wycieczka kosztowała 21zł, a okazuje się, że wiele osób, które tu mieszkają znało tę górę tylko z opowieści. Tu każdy chce zarobić, więc na każdym szlaku znajdziesz jakieś pomocne zwierzęta np. osiołki za parę soli poniosą ci bagaże. Na Pastoruri za 6sol (ok6zł) koniki wniosą cię na 5000m - emocje niesamowite :). Weszliśmy na 5200m - to wyżej niż Mont Blanc, a czuliśmy się jak na porannym spacerku, były siły na wygłupy :).
Po drodze możesz także napić się gazowanej wody wypływającej ze źródełka, oraz podziwiać kaktusy Puya Raimondi - rosną na 4000m tylko w Peru i Boliwii. Polecamy każdemu, kto zawita do Huaraz - puki jeszcze jest czapa lodowa.



Miasto Psów


21.11.13
W Huaraz psy opanowały miasto i nikt z tym nic nie robi. Można tu znaleźć kundelki ale też mnóstwo rasowych psów, niektóre bardzo egzotyczne jak harty i mopsy :). Jak to się dzieje? Rodziny kupują pieska dla swoich dzieci. Jak jest mały to śpi z nimi, a jak dorośnie nie chcą by się kręciły po domu. Ogródków tu nie ma za wiele, a nawet jeśli są to furtki są dziurawe. Zostają zatem dwa wyjścia: na dachach lub na ulicy. Jak jest niedokończony dom i ma kto sprzątać, to są na dachu - tak jak nad nami mieszka rottweiler Tobi. Pozostałe mieszkają na ulicach - są też lepiej dożywione, bo zawsze znajdą się jakieś śmieci przy słupach.
Nie znaleźliśmy uliczki, na której nie byłoby psów. Co to będzie za kilka lat? Może przyjadą jacyś imigranci z Chin? :)



Tu nic się nie marnuje

14.11.13
Pierwsze moje spotkanie z nóżkami kurzymi - nóżka wystająca z zupy, na szczęście nie w mojej zupie, tylko w Jarka. Ja dostałam szyjkę. Tu na każdym rogu wieczorami smażą się kurze nóżki. Dziś pytaliśmy się ile to kosztuje. Dostaniesz 3 za 1 sol (1,20zł). Myślałam, że to jedzą tylko bardzo biedni ludzie, jednak eleganckie kobietki również obgryzają je z wielką zawziętością - mają prawdopodobnie bardzo dużo kolagenu. Nie muszą później wydawać na drogie kremy, które pewnie nie są tak skuteczne. My się chyba jednak nie skusimy :)
Jeszcze nie odkryliśmy po co komu głowy świni i owiec, i to z oczami.




Tylko dla tych co wybierają się na trekking Santa Cruz

14.11.13
Pomyślałam, że skoro nam bardzo pomogli przyjaciele, podpowiedzieli, które szlaki są najpiękniejsze, jak jechać i co ze sobą zabrać, więc i my podzielimy się tą wiedzą z tymi, którzy tu zawitają.
A więc, co ze sobą zabrać? Namiot, karimaty, śpiwory, kuchenkę turystyczną. Można to wypożyczyć. Nam się udało mieć to za darmo :). Małą butlę gazową kupisz za 17 sol w centrum miasta.
Rankiem w Huaraz na Punto de Caraz wyjeżdżasz kombi do Yungay (5sol) lub bezpośrednio z Huaraz do Vaquerii (25sol). Nam się udało za 10sol z Yungay - to 4 godziny drogi. Autobus pokonuje przełęcz ponad 4600n.p.m. Po drodze musisz opłacić wstęp do Parku Narodowego 65sol.  Z Vaquerii wyruszasz w kierunku Punta Union. Możesz wyprawę podzielić na 2 lub 3 noce w namiocie. Warto dość szybko przejść do Punta Union, bo choć przed nim też jest pięknie, to dalsza droga zapiera dech w piersiach. Warto więc dać sobie czas na podziwianie tego sielskiego zakątka. Gdy dotrzesz do Cashapampy znajdziesz mnóstwo sklepików oraz taksówek, które za 10 sol zabiorą cię do Caraz - 45 min (do auta może dosiąść się więcej osób niż pięć. Z nami jechało osiem :). Z Caraz za 6 sol wrócisz do Huaraz. Nie martw się Kombi jest mnóstwo i co chwilę wyjeżdżają, nawet bagaże ci wniosą :)
  Na trasie Santa Cruz jest 5 polanek, na których można rozbić namiot. Polecamy wycieczkę z Vaquerii, ponieważ z Punta Union przez całe Santa Cruz idziesz z górki i podziwiasz widoki - większa przyjemność :)



Santa Cruz - trekking

13.11.13
Po dwóch tygodniach klimatyzacji wybraliśmy się w góry. Przyjaciele podpowiedzieli nam, że Santa Cruz to naprawdę niesamowite miejsce, a wspinali się nawet w Himalajah. Pożyczyli nam też namiot, karimaty, kuchenkę itd., bo nic nie mieliśmy :). Pomijając moją chorobę i jeden wieczór w namiocie w centrum burzy, w kolejnych dniach mieliśmy świetną pogodę na trekking. Pierwszego dnia po każdym uderzeniu pioruna, Jarek przytulał się do mnie jeszcze mocniej, mówiąc, że jak zginiemy to razem :). No, ale nie ma tak łatwo, następnego dnia czekała na nas góra. Wyruszyliśmy wcześnie rano, no i udało się - gdy przekroczyliśmy Punta Union (4750m) otworzył się przed nami inny świat. Piękne widoki - szczyty ponad 6000m, chmury się rozwiewały, soczysta trawka, pasące się dziko krowy, konie, osiołki, laguny z krystalicznie czystą wodą, źródełka, wodospady- istna sielanka.  Dla nas to najpiękniejsze miejsce w górach w jakim byliśmy. Trzy dni jak w raju - niezapomniane. A zresztą zobaczcie sami ....



Wilkawain

01.11.13
Razem z naszymi braćmi wybraliśmy się na piknik na wioskę Wilkawain. Wioska znana jest z tego, że znajdują się tam ruiny, niektóre domy wybudowano aż w XV p.n.e. Nas mało one interesowały, bo bardziej lubimy dobrą zabawę. Jesteśmy na 3400 n.p.m. i mamy grać :)

Jarek po 10 min krzyczy "POWIETRZA". Na takiej wysokości szybciej można dostać zadyszki. Nasz organizm już od dwóch tygodni produkuje więcej czerwonych krwinek, jednak mimo wszystko trochę nam brakuje do tubylców. Wiele osób przyjeżdża tu by trenować sporty wytrzymałościowe. Gdy wrócą na niziny mają dużo lepszą wydolność. Ja pomyślałam, że to byłby dobry pomysł  przyjechać w takie miejsce przed operacją, jeśli wiązałaby się z utratą dużej ilości krwi. Duża ilość czerwonych krwinek - wolniej będzie spadać hemoglobina - to takie moje refleksje :)

Po 2 godzinach biegania zaserwowano nam Chicho - pyszna sałatka z okrągłą fasolką i prażoną kukurydzą :)

Domy w Huaraz

29.10.13
W latach 70-tych Huaraz przeżyło ogromne trzęsienie ziemi. Tak naprawdę przetrwała jedna ulica. Zatem cała zabudowa jest nowoczesna. Jednak chyba dopiero co setny dom jest ukończony. Zawsze przecież można dobudować kolejne piętro, więc każdy dom ma wyciągnięte pręty pod następne kondygnacje. Nasz dom też :)



Husacaran

29.10.13
Huascaran to najwyższy szczyt Peru ma 6768 n.p.m. Mimo, że jesteśmy niedaleko równika, on zawsze jest ośnieżony. Wyprawa na tę górę zajmuje 6 dni. Choć to nie łatwy szczyt wielu naszych znajomych go zdobyło. Nam wystarczy na razie na niego popatrzyć. Szczególnie pięknie usiąść o poranku na wzgórzu z widokiem na te olbrzymy :)



Quechua - Ancash

27.10.13
W miastach i miasteczkach większość mówi w języku Castellano (hiszpański - z kilkoma różnicami), jednak na wioskach dominuje Quechua. To naprawdę trudny język, ponieważ słowa mają dużo odmian, a do tego w każdym regionie mówi się inaczej. Jest Quechua Cuzco, Quechua Ancashi i wiele innych.
Czasem jest naprawdę zabawny np. Cuczi  ('kusi') - świnia (czanczo - po hiszpańsku w Huaraz), Cusi ('kusi') - radość, zadowolenie.
Panie - nie ważne czy młode czy starsze ubierają się w specyficzne stroje, a na plecach noszą zakupy, chyba, że wystaje noga - oznacza to, że tam śpi dziecko :)


Kurczaki

27.10.13
Jakie mięso jeść w Peru? Tu niedrogo kupisz baraninę, wołowinę (pół kilo 8sol) oraz ryby. Wieprzowiny nie polecamy obcokrajowcom, ponieważ może zawierać pasożyty, które bardzo osłabiają organizm. Ze względu na to w restauracjach nie jemy także surówek - wszelkich niegotowanych warzyw. Kurczak "pollo" też  smakuje całkiem nieźle, tyle że nie jesteśmy w stanie kupić surowego. Nie możesz tu kupić np. samych piersi z kurczaka. Poza tym tu nie ma chłodni, dlatego w przeciwieństwie do much omijamy je z daleka.


Panorama na skałkach 

21.10.13
Pierwsza wyprawa - początkowo na drobne pagórki, by zobaczyć panoramę miasta i troszkę poprawić kondycję. Miasto Huaraz ma ok 100 tyś mieszkańców. W latach 70-tych było tu trzęsienie ziemi i została tylko jedna ulica. Więc widzimy tu raczej nowe budownictwo. Najciekawsze jest to, że chyba nie widzieliśmy skończonego budynku. Prawie każdy dom ma wyciągnięte pręty pod następne kondygnacje. Mieszkańcom nie zależy też na tym by sąsiedzi widzieli jaki ładny dom posiadają. Domy są wyszpachlowane w środku, a na zewnątrz po prostu cegła.





HUARAZ SUPERMERCADO

18.10.13
Jesteśmy w Huaraz - miato położone na ok 3000m n.p.m., a z za okien widzimy kolejne 3000 - ośnieżone szczyty. Widok przepiękny tylko zapach przerywa chwilę zadumy. W pierwszy dzień zapach był naprawdę ciężki do zniesienia (mieszanka śmieci, starego mięsa, mięsa smażonego i spalin), jednak po kilku dniach przestał nam już tak przeszkadzać. Zastanawiamy się czy sami już tak nie pachniemy :)
Na targowiskach jest dosłownie wszystko i może stąd ten zapach. Zobaczcie sami ....

Filety z rybki też były dla nas atrakcją, pierwszy raz widzieliśmy jak ktoś robi to przy nas.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na ulicy w Huaraz

18.10.13
Na ulicy w Huaraz jest niesamowity gwar. Panie w ludowych strojach siedzą na rogach ulic i sprzedają koniczynę do pieczenia świnek morskich, robią na drutach i sprzedają czapeczki, leżą psy - trzeba uważać by na to wszystko nie nadepnąć :). Do tego wszystkiego bezustanny hałas "pipczących" aut ...

Zastanawiamy się co możemy jeść na ulicy, podziękowaliśmy za mięso i surowe warzywa - mogą być niemyte. Jednak nie mogliśmy się oprzeć, by spróbować owoce. Za 1,50sol wypijesz tu piękny pucharek soku ze świeżo wyciśniętych owoców, robionych przez Panią z Quechua.



----------------------------------------------------------------------------------------------------

Taxi w Limie

17.10.13
Słyszeliśmy, że kierowcy w Limie jeżdżą jak szaleni i często nie używają kierunkowskazu. Nie rozczarowaliśmy się, mnóstwo poobijanych aut i ciągle wszyscy trąbią. Emocje jak w wesołym miasteczku :)


----------------------------------------------------------------------------------------------------
01.10.13
Jeśli chodzi o jedzenie to też musieliśmy się troszkę przygotować :). Ameryka Południowa jest kolebką papryczek chili. Prawdopodobnie bardzo łatwo rozpoznać nietutejszego tzw. "gringo", gdy poda mu się pikantne danie. Ja pewnie wypadnę słabo i szybko poproszę o wodę, ale Jarek podszedł do sprawy ambitniej. Teraz już nic nie zje bez ostrej papryczki chili, a każde przygotowane przeze mnie danie wymaga dodania większej ilości chili :) No w końcu czego się spodziewać po osobie, która pobiła rekord w piciu Tabasco na czas...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



1 comment: